wtorek, 9 listopada 2010

prof. Wolski: uratował mnie Mirosław

PROF. WOJCIECH WOLSKI, PRZEWODNICZĄCY STOWARZYSZENIA SZARYCH SZEREGÓW, OPOWIADA O PATRIOTYZMIE. JAKBY NIE "PO POLSKU".

Powstanie wybuchło kiedy byłem jeszcze „Zawiszakiem”, młodym harcerzem „Szarych Szeregów”, co od byle gazeciarza dostawał fangę w nos, bo wtedy byłem jeszcze fujarą. Naszym opiekunem był Stefan Mirowski pseudonim „Mirosław”. I to właśnie on, kilka tygodni przed powstaniem, wywiózł nas, czterdziestu chłopców, w las, w okolice Otwocka. Wcześniej byliśmy zaangażowani w małą dywersję. Biegaliśmy po mieście i rozklejaliśmy plakaty „Same świnie siedzą w kinie”. Jak był 3 maja to wkładaliśmy chorągiewki. Przemykaliśmy się alejkami, by jak najbliżej podejść do grobu Nieznanego Żołnierza. W lesie, pod opieką „Mirosława” prowadziliśmy inne życie -  wręcz harcerskie. Były ogniska i śpiewy. Ja lubiłem pieśń: „O Panie, któryś jest na niebie, wyciągnij sprawiedliwą dłoń! Wołamy z cudzych stron do Ciebie, o polski dach i polską broń”. Kiedy dowiedzieliśmy się o wybuchu powstania, chcieliśmy wracać do Warszawy. Byliśmy źli na Mirosława, że nie powiedział nam o godzinie W. Ale Mirosław był stanowczy: „Zostajecie tu. To rozkaz” – wołał. Stworzył nam bezpieczne warunki. Dzięki niemu przeżyliśmy powstanie, podczas gdy wielu moich kolegów zginęło. Kiedy wspominam „Mirosława”, myślę o bliskiej mi definicji patriotyzmu – rozważnym działaniu na rzecz społeczeństwa. Wśród moich kolegów,  których "Mirosław" wywiózł w 1944 roku do lasu, żyją wciąż i niekiedy praktykują lekarze, prawnicy, instruktorzy i architekci. Wielu z nas działa także społecznie.

Na zdj. harcerze Szarych Szeregów / fot. Wikipedia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz