ROZMOWA Z ADAMEM JASSEREM, KAPITANEM ŻEGLUGI OCEANICZNEJ, ZAŁOŻYCIELEM „BRACTWA ŻELAZNEJ SZEKLI”, BOHATEREM TELEWIZYJNEGO PROGRAMU „LATAJĄCY HOLENDER”.
Ostatnio dużo mówi się o „Chopinie” i morskich rejsach. I o tym, że pokładowicze z „Chopina” nie potrzebują pomocy psychologów. Nikt nie mówi, że morze kształtuje silny charakter, a kapitan jest nie tylko nauczycielem ale i najlepszym psychologiem.
Adam Jasser wychował na morzu całe pokolenie ludzi. Przez lata pływał z młodzieżą społecznie zaniedbaną. Zabierał na pokład więźniów i wychowanków poprawczaków, którzy po zejściu na ląd już nigdy nie wrócili do przestępczego życia.
Jak cherlaka zmienić w herosa? Jak z drobnego złodziejaszka zrobić odpowiedzialnego ojca, wrażliwca i społecznika?
Wie pan, jestem wielbicielem Josepha Conrada, bo on pisał o człowieku, który potrafił zachować godność nawet w najcięższych okolicznościach. Stajemy przed dobrze znanym pytaniem, czy środowisko determinuje człowieka. Oczywiście, że determinuje. Ja jednak wierzę w dobre intencje człowieka. Mówiąc inaczej, wierzę że człowiek, któremu proponuje się w umiejętny sposób dobre i złe rozwiązanie, wybierze to dobre. Rzecz w tym, że nie każdy człowiek poznał, doświadczył, choćby liznął dobra. Nie każdy usłyszał, że jest potrzebny, lubiany, kochany, odpowiedzialny, że ma jakiś talent.
Moi chłopcy byli chwaleni każdego dnia. Mówię chłopcy, a to przecież byli młodzi mężczyźni, którzy jak dzieci łaknęli ciepłych słów. Przychodzili i pytali: Czy się sprawdziłem panie kapitanie? Czy pan kapitan jest ze mnie zadowolony? Jestem z ciebie bardzo zadowolony. Wykonałeś dobrą robotę. Masz talent.
Każdy rejs trwał tylko dwa tygodnie. Przez ten czas udało mi się pokazać, że można zbudować relację opartą na serdeczności i wzajemnym poszanowaniu. To wystarczyło, by moi podopieczni zyskali punkt odniesienia, który w późniejszym postępowaniu być może pomagał im podejmować życiowe decyzje. Być może zadawali sobie pytanie, czy chcą żyć uczciwie i ciężką pracą próbować wypracować sobie szczęście, czy iść na łatwiznę i nigdy nie wyjść z ponurego przestępczego życia.
Przez wiele lat otrzymywałem od nich sygnały sympatii. Każdy rejs kończyłem krótką pogadanką. Zbierałem wszystkich wokół siebie i mówiłem, że jestem z nich dumny. Tłumaczyłem, że jeśli z podobnym zaangażowaniem będą funkcjonować na lądzie, to z pewnością nie wrócą za kraty. Na koniec rzucałem hasło „Trzymajcie kurs, chłopcy”, a oni po latach, czasem po dwóch piwach, dzwonili do mnie w środku nocy mówiąc: „Trzymamy kurs, panie kapitanie”. Nigdy nie otrzymałem piękniejszej zapłaty.
Rozmawiał Maciek Wasielewski
fot. Michał/Picasa
środa, 3 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz